Przed ostatnie 2 miesiące testowałam maskę złuszczająco-dotleniającą Filorga. I chociaż testuję różne produkty od kilkunastu lat, zaskoczyło mnie opakowanie kosmetyku i efekt, który odczuwałam się na skórze zaraz po nałożeniu peelingu.
Zaczynamy od opakowania!
Na pierwszy rzut oka, opakowanie przypomina zwykły krem, ale po otworzeniu pudełka mamy wewnętrzny dozownik. Krem wydobywa się na zewnątrz po wciśnięciu górnej części. Dla mnie takie dozowanie produktu było bardzo wygodne i jednocześnie sterylne, ponieważ po jednym naciśnięciu na zewnątrz wydobywa się niewielka ilość kosmetyku (wielkości ziarnka wiśni). W moim przypadku, żeby wykonać peeling, pobierałam dwie „porcje”.
Jak działa?
Producent zaleca nakładanie grubej warstwy, ja jednak aplikowałam na skórę, taką ilość produktu jak w przypadku innych kosmetyków. Po zetknięciu się kremu ze skórą następowała reakcja zamiany konsystencji na piankę. W pierwszym momencie odczuwałam łaskotanie, szczególnie w okolicy ust. Po 8-10 minutach, kiedy piana w całości wchłaniała się w cerę, wtedy zmywałam pozostałości peelingu.
Efekt
Efekt może nie był spektakularny, ale skóra zaraz po zabiegu była bardziej napięta, jaśniejsza i wyglądała młodziej. Mikrocząsteczki perlitu delikatnie usuwały martwe komórki, więc produkt do ciekawa hybryda maski i peelingu, czyli kosmetyki typu 2 in 1.
Cena 175 zł
Maska SCRUB & MASK dostępna w Sephora